"Minghun" w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego to dramat z 2024 roku, który zagłębia się w skomplikowane emocje związane z żałobą, nadzieją i poszukiwaniem sensu istnienia. Historia koncentruje się na Jurku, w którego rolę wciela się Marcin Dorociński. Po tragicznej stracie swojej córki, Jurek, wraz ze swoim teściem Benem (Daxing Zhang), decyduje się na przeprowadzenie chińskiego rytuału minghun - zaślubin po śmierci. Minghun to starożytna chińska tradycja, według której połączyć można dusze zmarłych, aby wspólnie przeszły w zaświaty jako małżeństwo. W filmie oglądamy, jak bohaterowie podejmują emocjonalną i duchową podróż w poszukiwaniu idealnego partnera dla zmarłej córki, co staje się pretekstem do głębszych refleksji na temat życia, śmierci i miłości. Reżyser poprzez zderzenie dwóch różnych kultur – polskiej i chińskiej – stara się podkreślić uniwersalność ludzkich przeżyć, pokazując, że podstawowe emocje są wspólne dla każdego człowieka, niezależnie od jego pochodzenia. W komentarzach widzów można dostrzec rozbieżne opinie na temat nowego dzieła Matuszyńskiego. "Agatonik" zauważa mądrość i lekkość w przedstawieniu ostatecznych kwestii, co podkreśla subtelność reżysera w podejmowaniu trudnych tematów. Z kolei "de_Franco" wyraża sceptycyzm, obawiając się, że reżyser, znany z mocnego i bezkompromisowego kina, mógł zbyt mocno złagodzić swój styl, tworząc historię, która może nie sprostać oczekiwaniom jego dotychczasowych fanów. Pod względem realizacyjnym, film zapowiada się jako poruszająca opowieść o żałobie i duchowej odnowie, której warto przyglądać się z uwagą. Warto zaznaczyć, że Matuszyński stworzył dzieło, które może stać się ważnym głosem w dyskusji o radzeniu sobie ze stratą i umiejętnością łączenia różnych kultur w jeden harmonijny przekaz. Mimo obaw niektórych komentatorów, "Minghun" ma potencjał, aby stać się znaczącym punktem w filmografii reżysera, dostarczając widzom nie tylko emocjonalnych wrażeń, ale również głębszych przemyśleń egzystencjalnych.