"M jak morderca" to amerykański film kryminalny z 2017 roku w reżyserii Johnny'ego Martina. Głównymi bohaterami tego mrocznego thrillera są emerytowany detektyw Ray Archer, grany przez świetnego, choć nieco zmęczonego w tej roli Ala Pacino, oraz kryminalny profiler Will Ruiney, w którego wciela się Karl Urban. W akcję włączona zostaje również dziennikarka śledcza Christi Davies, zagrana przez Brittany Snow. Ray Archer i Will Ruiney zostają zaangażowani w śledztwo dotyczące seryjnego mordercy, który dokonuje zbrodni w sposób nawiązujący do gry w wisielca. Morderca skutecznie wymyka się policji, a sprawa szybko nabiera osobistego wymiaru dla zaangażowanych w nią detektywów. Sytuacja staje się wyjątkowo skomplikowana, kiedy staje się jasne, że przestępca prowadzi z policją przerażającą i wyrafinowaną grę. Dokładne makabryczne sceny zbrodni, napięcie oraz niełatwe zagadki, którymi przesiąknięte jest to śledztwo, sprawiają, że widzowie mają trudności z oderwaniem się od ekranu. Mimo solidnego potencjału i interesującego punktu wyjścia, "M jak morderca" nie spełnia wszystkich oczekiwań. Nie brakuje mu napięcia, ale akcja jest chwilami zbyt przewidywalna. Komentarze użytkowników wskazują, że fabuła bywa nieco przerysowana i naciągana, przez co pełne dramatyzmu momenty tracą na sile. Pewnym rozczarowaniem jest także gra Ala Pacino, która, zdaniem niektórych widzów, nie stoi na poziomie, do którego aktor przyzwyczaił swoją publiczność. Dodatkowo filmowa decyzja o włączeniu postaci dziennikarki śledczej wzbudza kontrowersje – wielu widzów uważa, że jej rola jest zbędna i nie wnosi zbyt wiele do fabuły. Film osiąga niezbyt wysoki wynik 5,3 wśród oceniających go użytkowników, co sugeruje, że choć ma interesujące elementy, w całości pozostawia wiele do życzenia. Zdecydowanie inspiracje od takich tytułów jak "Siedem" Davida Finchera są widoczne, jednak adaptacja tych motywów nie zawsze wychodzi reżyserowi na dobre. Próbując stworzyć skomplikowaną i pochłaniającą intrygę, "M jak morderca" miejscami gubi się w zawiłościach fabuły, nie dostarczając w pełni spodziewanego efektu. Mimo wszystko warto obejrzeć, aby ocenić samodzielnie, jak wypada ten kryminalny eksperyment Johnego Martina.